W celu poprawnego wyświetlania strony, prosimy o używanie nowszych przeglądarek internetowych takich jak np. Google Chrome lub Microsoft Edge.
O chorobie męża rozmawiamy dziś w domu jak o każdej innej, choć to schizofrenia – mówi 53-letnia Joanna, żona Pawła.
Dowcipy o „wariatach” też są mile widziane, ponieważ mąż sam mówi o sobie: „wariat oświecony” i twierdzi, że nic nie uzdrawia bardziej niż śmiech.
Po kilku psychozach ma dobry wgląd w siebie, w zwiastuny choroby, a zwłaszcza wierzy w patenty na wychodzenie z niej. Mamy spisaną przez Pawła instrukcję obsługi jego samego na czas ataku. Każdy wie, jakie ma zadanie: kto będzie czuwać nad higieną fizyczną, kto psychiczną. A kto ma nie odstępować na krok. Na taką „obsługę” choroby trzeba było lat w jej towarzystwie. Jednak początki absolutnie nie były zabawne.
Dziś mówi się o chorobach psychicznych jako kryzysach, które mogą dopaść każdego, lecz ponad 20 lat temu psychoza, a zwłaszcza pobyt w szpitalu psychiatrycznym, naznaczały i szufladkowały człowieka. Nawet w środowisku artystycznym, w którym się wówczas obracaliśmy.
– Mówiło się, że te schorzenia są dziedziczne, choć do dziś nie wyodrębniono genu schizofrenii. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Pawła w psychozie – spanikowałam.
Nie byliśmy jeszcze małżeństwem. Spotykaliśmy się i pomieszkiwaliśmy razem. Była miłość, fascynacja, świetny seks. Gdy poznaliśmy się, Paweł wrócił akurat z Hiszpanii, gdzie pracował w winnicy. Był zrelaksowany (prace ogrodnicze są szalenie relaksujące dla osób z zaburzeniami), opalony, zadowolony z zarobku. Unosił się na dobrej fali. Pracował w liczącej się pracowni architektonicznej. A do tego uskrzydlała go miłość. Przez pierwsze trzy lata do głowy by mi nie przyszło, że zobaczę tego wrażliwego, błyskotliwego, radosnego mężczyznę w stanie katatonii.
A jednak ciągnął za sobą cień. Był ambitny i czuł się mało doceniany. Współprojektował, pracował bardzo dużo, lecz brakowało mu satysfakcji indywidualnej. Czasem nawet wydawało mi się zabawne, że śni mu się kariera na miarę Daniela Libeskinda czy Zahy Hadid. Pachniało lekko manią wielkości, ale, jak się okazało potem, to całkiem typowe w chorobie. Z czasem praca wkurzała Pawła coraz bardziej, wikłał się w konflikty w zespole, stwierdzał, że wszyscy są tam przeciwko niemu. Ale tyrał. Pracowali wtedy nad dużym zleceniem, zarywali noce i zapewne przeciążenie pracą, brak snu i ciągły stres wywołały atak.
Zanim się rozwinął, Paweł był od kilkunastu dni pobudzony, pomimo wytężonej pracy. Zastanawiałam się, czy nie wlewa w siebie za dużo kawy albo innych dodawaczy skrzydeł. A to już była chorobliwa gonitwa myśli i fiksacja w kółko na problemie, jak go chcą wyrolować, jak wykorzystują i to wszyscy, bo zapewne szef im kazał. Od tego był już tylko krok do stwierdzenia, że są w zmowie, spisku. W końcu w rozmowie telefonicznej bardzo zdenerwowany i pobudzony powiedział, że na Pałacu Kultury wyświetlili komunikat specjalnie dla niego, że dopuszczą go, jak wybuduje drugi taki pałac albo – to już były kompletne brednie – kolejny Wilanów, do którego to on już ma zaszyfrowane plany. Załamałam się. Spotkaliśmy się u niego w domu. Mówił, chodząc w tę i z powrotem, że pobił się o tę niby szansę z koleżanką, że dał jej w twarz przy wszystkich, żeby wiedzieli, że z nim nie ma żartów. A on da radę, musi, ma talent, zasługuje, oni wiedzą itd. W pewnym momencie przestał mówić, za to wpadł w histeryczny popłoch i dosłownie dygot, że ONI wszystko słyszą przez służbową komórkę.
Patrzyłam i widziałam, że jest bardzo źle, że on się boi, cierpi. Uprosiłam żebyśmy pojechali do szpitala. Ale tam, przy lekarzach, nagle zaczął mówić całkiem do rzeczy, tylko że zaprzeczył wszystkiemu, co mówiłam ja. Toteż nie mogli zatrzymać go na oddziale. W swej bezradności skontaktowałam się z jego starszą siostrą. I wtedy dowiedziałam się, że Paweł miał już epizod psychotyczny, gdy był na studiach. Nie powiedział mi. Uznałam, że sytuacja jest groźniejsza niż myślałam. Poczułam się też oszukana. Odeszłam.
NPS-PL-NP-01033-08-2023