Zastrzyki nadziei

Nadwaga stała się ostatnio plagą społeczeństw wysoko rozwiniętych. Zły trend dotarł i do nas wraz z fast foodami i siedzącym trybem pracy. Kardiolodzy biją na alarm, że to już nie jest problem estetyczny. Wraz ze wzrostem wartości na wadze skaczą ciśnienie, cholesterol, cukier. A to już krok w stronę zespołu metabolicznego, czyli grupy schorzeń zagrażających życiu. Zmaga się z tym problemem Anna, fryzjerka która znalazła się pod opieką endokrynologa.

Lekarka sama chyba zniecierpliwiła się brakiem efektów w walce z moją otyłością i sięgnęła po farmaceutyki. Dostałam słynne ostatnio zastrzyki „na odchudzanie” - nie pomogły. Dostałam też lek, który działa na poziomie mózgu, blokując apetyt. Również nie przyniósł rezultatów, co zresztą przewidziała moja lekarka psychiatrka, ponieważ ja nigdy nie miałam takich napadów głodu, jak moja koleżanka. Ona po tych samych specyfikach schudła spektakularnie, a u mnie brzuch jak był, tak trwał.

Na moje szczęście „zachowałam twarz”, bo na buzi nie przytyłam ani nie spuchłam. Gorzej z kończynami, a konkretnie z jedną nogą. Początkowo sądziłam, że gdzieś źle nią stanęłam albo jest sforsowana, bo za długo pracowałam, a przecież w moim zawodzie sporo stoję. W nocy obrzęk ustępował, za to rano wystarczył przemarsz z sypialni do łazienki i znów miałam nogę słonia. W końcu stopa przestała się mieścić do butów i poczłapałam do lekarki w pantofelku ortopedycznym.

Pani doktor mocno się zaniepokoiła, podejrzewając zator. Wylądowałam w szpitalu na SOR-ze i tam przebadano mnie naprawdę rzetelnie: echo serca, USG Doppler, rezonans jamy brzusznej. Wszędzie, od stóp do głów szukano potencjalnej blokady w naczyniach. Nie znaleziono. Pociecha była marna, na zasadzie „jeszcze raz się udało”. Ale co dalej?

Naczynia, jak się okazało, mam nawet nie tak bardzo pozatykane, natomiast ujawniło się otłuszczenie wątroby, przeciążone jest też serce. Moje trójglicerydy doszły do poziomu 600, a już wynik 280 uważa się za zagrażający zawałem. Powaga, z jaką lekarze potraktowali mnie na oddziale ratunkowym, robiła wrażenie i dawała do myślenia.

Po tym incydencie poszłam na konsultację do nowego, poleconego mi lekarza. Jest endokrynologiem, diabetologiem i specjalistą chorób wewnętrznych. Dobrych kilka lat leczył za granicą i ma całościowe podejście, holistyczne. Długo studiował historię mojej choroby i zrobił jakby krok w tył: zanim zaczął zwalczać zespół metaboliczny, wrócił do problemów ginekologicznych, bo dopatrzył się, że mogłam mieć zespół policystycznych jajników. Zaordynował hormonalną terapię zastępczą, a dopiero w następnej kolejności wziął się za metabolizm.

Zajął się mną jesienią i od tej pory zrzuciłam 9 kilogramów. Zwłaszcza w pierwszych miesiącach - w grudniu i styczniu efekty były imponujące, potem tempo zmian nieco zwolniło. Powinnam stracić drugie tyle, co dotychczas. Łatwo pewnie nie będzie. Ale już teraz mam się z czego cieszyć: jest mi lżej po redukcji wagi, opanowaliśmy ciśnienie górne na poziomie 120, a także dolne, które wcześniej skakało do setki i wyżej. Nie czuję się już ani chronicznie zmęczona, ani zrezygnowana czy zdołowana, czyli możemy uznać, że minęła depresja. Ulżyło mi.

Liczę, że zaczniemy powoli odstawiać przynajmniej niektóre leki, również dlatego, że ta garść pigułek, które teraz łykam, kosztuje miesięcznie 1200 złotych. A to też jest odczuwalny dla mnie ciężar.

NPS-PL-NP-01219-03-24

Znalazłem ten artykuł:

Udostępnij tą stronę:


Może zainteresuje Cię również…