Sposób na chorego

woman in nature smelling flowers

Córka Grażyny jest dorosła i ma za sobą kilka epizodów psychotycznych. Za każdym nawrotem objawów stało przerwanie kuracji lekowej, co według opowieści szczególnie swobodnie robią osoby związane ze służbą zdrowia, będące w roli pacjentów. A Beata, córka Grażyny akurat jest lekarzem. Jak pogodzić te dwie skrajności: zawód wysokiej odpowiedzialności za innych z kompletną lekkomyślnością, gdy samemu jest się chorym?

- Wiadomo, że człowiek w fazie zaburzenia nie myśli prawidłowo, nawet jeśli z pozoru pozostaje w kontakcie logicznym, potrafi rozmawiać, mówi konkretnie i rzeczowo. Jak mu uświadomić, że jednak coś z nim jest nie tak i przekonać do leczenia? – to podstawowy problem rodzin i opiekunów osób z zaburzeniami psychiatrycznymi. Paradoksalnie, im z Beatą było gorzej, tym ja miałam łatwiej. Gdy była agresywna, niespokojna, krzyczała, mogłam zapowiedzieć, że zaraz wezwę pogotowie i policję. Wtedy, żeby uniknąć tej opresji, dobrowolnie zgodziła się na szpital.

Po raz pierwszy spędziła tam trzy dni, a następnie wyszła na własną prośbę. Lekarz nie ma prawa zatrzymać pacjenta na oddziale, jeśli chory nie jest ubezwłasnowolniony. Tak stanowią przepisy.

Po części nie dziwię się, że córka nie chciała tam zostać ani chwili dłużej. Wtedy blok F był przed remontem, panowały w nim upokarzające warunki: pacjenci w różnym stanie i stopniu pobudzenia, wielka sala koedukacyjna i na przykład jakiś mężczyzna ganiał nagi, a dziewczynie, która zwymiotowała sanitariusz kazał własnoręcznie sprzątać. Z czasem i po remoncie zrobiło się tam lepiej, odnowiono całość, wydzielono mniejsze sale. Przekonałam się o tym, ponieważ Beata wracała na oddział jeszcze dwukrotnie i ciągle z tej samej przyczyny: przerwanie kuracji.

Po pierwszym pobycie poszłam na uczelnię Beaty, powiedziałam, jaki jest problem. Dostała urlop dziekański. Na szczęście nikt nie poddawał w wątpliwość celowości kontynuowania studiów. Zresztą po ich zakończeniu na bardzo dobrym poziomie córka poszła do Izby Lekarskiej i zanim przystąpiła do praktykowania zawodu, szczerze, uczciwie powiedziała, jakie przyjmuje leki. Trafiła na lekarza w starszym wieku, który bardzo pięknie zareagował, bo powiedział: „Czy pani wie, ilu lekarzy ma nadciśnienie, ilu mierzy się z cukrzycą albo innym schorzeniem czy nałogiem? To naturalne, jesteśmy przecież ludźmi”. Zdjął jej z pleców wielki ciężar, że może nie powinna pracować, bo a nuż zawiedzie.

Rozpoczęła pracę, zaczęła robić specjalizację z chirurgii. Może komuś wyda się niedopuszczalne, żeby osoba z epizodami psychotycznymi na swoim koncie pracowała ze skalpelem w dłoni, a jednak zwierzchnicy córki są świadomi jej sytuacji. Sama im powiedziałam, bo uznałam, że muszę. Zresztą już zauważyli, że coś się z nią dzieje, coś się zmieniło, bo zaczęła mamrotać pod nosem. I to jest jedyny objaw, bo poza tym córka nie jest ani agresywna, ani nieobecna. Podczas pobytu w szpitalu czytała gazety, książki, uczyła się do egzaminów. Pozostaje tylko przekonać ją, żeby brała lek, wtedy wszystko: i w mózgu, w poziomie dopaminy i serotoniny, i również w życiu wraca do normy. Wystarcza mała dawka podtrzymująca.

NPS-PL-NP-01301-10-24

Znalazłem ten artykuł:

Udostępnij tą stronę:


Może zainteresuje Cię również…