W celu poprawnego wyświetlania strony, prosimy o używanie nowszych przeglądarek internetowych takich jak np. Google Chrome lub Microsoft Edge.
Był taki film „Kiedy mężczyzna kocha kobietę” o tym jak mąż desperacko walczy o wyciągnięcie ukochanej żony z alkoholizmu. Joanna opowiada, jak z pełną świadomością zagrożeń zdecydowała się na życie z Pawłem chorym na schizofrenię.
Paweł wyznał, że odkąd odstawił leki, za wiedzą lekarza, myślał najpierw, że nie ma prawa niszczyć mojego życia. Dlatego długo się nie odzywał. Ale potem trafił do terapeutki, która sprawiła, że spróbował popatrzeć na chorobę, która nie tyle determinuje jego życie, ale jest jego częścią. Długo dzieliliśmy się wiedzą na temat schizofrenii, opracowywaliśmy plan „obsługi choroby” na wypadek nawrotu psychozy. Paweł mi wtedy zaimponował przemyśleniami o strategii na wypadek kryzysu. Do sztabu kryzysowego została włączona Ewa i najbliższy przyjaciel Pawła, Kuba. Chodziło o to, żebym nie zostawała z tym sama. Oboje złożyli niemal ślubowania o wiernym wsparciu na wypadek nawrotu. Potem Paweł zabrał mnie na wycieczkę do Krakowa, do hotelu Cogito, gdzie pracują ludzie chorzy jak on. Przekonałam się, że z tym daje się żyć i funkcjonować. Wreszcie przegadaliśmy, jakie są zwiastuny psychozy i co zrobić, by jego głowę u progu kryzysu dało się zawrócić na właściwe tory, choćby przy pomocy leków. Bo i w tej chorobie łatwiej zapobiegać niż leczyć.
Oczywiście, Paweł nie wrócił do dawnej pracy, zajął się projektowaniem przedmiotów, żeby nie powiedzieć – rzeźbiarstwem. Pracuje w swoim tempie. Żeby unikać kolejnych epizodów psychotycznych, warto stworzyć mózgowi komfortowe warunki. Tryb życia ma kolosalne znaczenie. Przebodźcowanie, stres, zmęczenie, brak snu, a nawet głód mogą być zapalnikiem w chorobie. Dlatego Paweł powtarza „moja głowa musi mieć SPA”. Metodą prób i błędów wypróbował, co mu służy, a co – wręcz przeciwnie. Stroni więc od hałasu, dużych skupisk ludzi, sytuacji nieco klaustrofobicznych jak podróż, w trakcie której nie da się wysiąść w dowolnym momencie… Wiele spraw można ułożyć, dostosować, przewidzieć.
Kolejny epizod dopadł Pawła niedługo po naszym ślubie. Nie muszę tłumaczyć, jak to na mnie podziałało. Lekarze wyjaśnili nam, że w tej chorobie nie sprzyja żaden nadmiar emocji, więc również bardzo pozytywne pobudzenie. Takim był właśnie czas przygotowań do ślubu i wesela. Toteż niedługo potem mąż mój miał urojenia zapachowe, które przeszły w obsesję pożaru, bo wszędzie czuł dym. Tym razem sztab kryzysowy zadziałał szybko. Krótki był ten pobyt w szpitalu.
Oczywiście, nie do końca wszystko jest idealnie. Nie zdecydowaliśmy się na dzieci. Nie ze względu na obawę przed dziedziczeniem choroby, lecz dlatego, że – jak mówi mąż – jedno dziecko specjalnej troski już mam. I drzemie też we mnie poczucie, że Paweł pragnie być jedynym oczkiem w mojej głowie. Epizody są coraz rzadsze – to wielki dar, bo co pacjent, to inny przebieg choroby. Ale żyjemy naprawdę higienicznie, Paweł odmawia sobie nawet używek. Wiadomo już, że nie sprzyjają, ostatnio zwłaszcza u młodych substancje psychoaktywne wywołują psychozę, której może nigdy by nie doświadczyli. Jak syn mojej przyjaciółki, który coś wziął, a potem biegał z nożem za własną matką. Teraz jest w szpitalu, a ona poszła na terapię po wstrząsie i żeby oswoić strach. Rozumiem jej emocje. Wiele widziałam na oddziałach i obawiam się, że nie każdego da się przywrócić do zwyczajnego życia. Ale wiem też, że najważniejsza jest miłość i akceptacja, bez nadmiernych oczekiwań i stawiania wyzwań ponad miarę. To one są lekiem na całe zło.
NPS-PL-NP-01035-08-2023