W celu poprawnego wyświetlania strony, prosimy o używanie nowszych przeglądarek internetowych takich jak np. Google Chrome lub Microsoft Edge.
Kiedy myślałem, że mam chorobę pod kontrolą, pojawił się rak.
Mało kto znał chorobę o kryptonimie POChP, choć sporo osób, zwłaszcza palących obecnie lub kiedyś, przyznawało, że mają kaszel z odksztuszaniem wydzieliny. Ja w wieku 40 lat usłyszałem diagnozę – przewlekła obturacyjna choroba płuc. Nigdy nie byłem palaczem. Ale wiele lat pracowałem w laboratorium, z substancjami chemicznymi. I tam nabawiłem się POChP.
Poradzono mi chodzić na basen. Pływanie, zwłaszcza kraulem wspomaga płuca, a jeszcze lepszym sposobem jest pływanie pod wodą albo ćwiczenie, polegające na wstrzymywaniu oddechu przy zanurzeniu. Zapisałem się na basen i chodziłem przez ponad rok. A po jakimś czasie zapomniałem o chorobie. I tylko od święta przypominałem sobie o prostym ćwiczeniu: nabierz jak najwięcej powietrza, a potem wypuszczaj je jak najwolniej.
Minęło dziesięć lat i podczas kontrolnego RTG płuc, okazało się, że w lewym płacie jest guz, spory, z małym satelitą.
Onkologia, bronchoskopia, diagnoza – rak. I wtedy zrozumiałem, dlaczego pacjenci z POChP żyją krócej. Nie ma pewności, że te same przyczyny wywołały chorobę obturacyjną i raka. Natomiast fakt, że choruję na POChP, zaważył na sposobie leczenia nowotworu. Niewydolność płuc uniemożliwiła zrobienie operacji, co byłoby posunięciem najbardziej radykalnym. Pozostała chemioterapia i radioterapia oraz cyberknife.
Jestem w trakcie terapii. Rokowania są pomyślne, jeśli chodzi o rezultat leczenia onkologicznego. Jednocześnie wiadomo, że nie pozostanie ono bez wpływu na kondycję moich płuc.
Pełną piersią już nie odetchnę.
NPS-PL-NP-01006-07-2023